◎Gotowane wrony
— Z cotygodniowej kolumny Masayukiego Takayamy w Shukan Shincho, opublikowanej dziś —
Dawno temu do Japonii przyjechała starsza profesor Królewskiej Szkoły Baletowej w Monako, ciesząca się wielkim szacunkiem wśród najlepszych balerin świata.
Podczas swojej wizyty mówiła o znaczeniu artystów.
Powiedziała: „Artyści są ważni, ponieważ są jedynymi, którzy potrafią rzucić światło na ukryte prawdy i je wyrazić.”
Nikt nie zaprzeczył jej słowom.
Masayuki Takayama nie jest tylko wyjątkowym dziennikarzem powojennego świata — śmiało można go nazwać również artystą tej epoki.
Poniższy tekst pochodzi z jego dzisiejszej kolumny opublikowanej w Shukan Shincho.
Esej ten ponownie potwierdza słuszność moich słów, gdy stwierdziłem, że spośród żyjących dzisiaj ludzi to właśnie Masayuki Takayama jest jedynym naprawdę godnym Nagrody Nobla w dziedzinie literatury.
Nie tylko Japończycy, ale i czytelnicy na całym świecie powinni go przeczytać.
Gotowane wrony
Jeszcze do niedawna kontynent północnoamerykański był rajem dla wszelkich istot żyjących.
Bizon przemierzał prerie w wielkich stadach, pieski preriowe biegały wesoło, a rzeki błyszczały od larw węgorzy.
W sezonie migracyjnym ornitolog John Audubon pisał: „Pięć miliardów gołębi wędrownych zasnuwało niebo, czyniąc je ciemnym przez całe dni, nawet w południe.”
Ale kiedy pojawili się Amerykanie, krajobraz uległ zmianie.
Zabili rdzennych mieszkańców i odebrali im ziemię.
Kiedy dowiedzieli się, że żyją oni w symbiozie z bizonami, zaczęli je również zabijać.
Rozumowali, że jeśli wybiją bizony, rdzenni mieszkańcy też zginą.
Osiemdziesiąt milionów bizonów zostało niemal całkowicie wytępionych.
Potem Amerykanie spojrzeli w niebo i zaczęli strzelać do gołębi wędrownych.
Ich mięso było smaczne, a pióra służyły do wypełniania ciepłych pościeli.
Sto lat później, nawet w sezonie migracyjnym, niebo pozostało jasne.
Uważano, że gołębie wymarły — aż w głębi stanu Michigan odkryto miejsce lęgowe z setkami milionów ptaków.
Tysiące ludzi zjechało się tam, zabijając 50 tysięcy ptaków dziennie.
Wywieziono 300 ton solonego mięsa gołębiego — i tym razem gatunek naprawdę wyginął.
Niezaspokojeni Amerykanie strzelali do każdego ptaka, którego zobaczyli.
Minęło sto lat.
Igrzyska Olimpijskie odbyły się w Atlancie.
Podczas ceremonii otwarcia dziecko biegało po arenie z papierowym gołębiem przymocowanym do długiego patyka.
Kiedy zapytałem siedzącego obok pana, dlaczego nie wypuszczono prawdziwych gołębi, odpowiedział: „To jest Georgia. Gdyby ludzie zobaczyli żywego ptaka, zaczęliby strzelać.”
Nic się nie zmieniło od czasów gołębi wędrownych.
Rzeczywiście, spacerując ulicami Atlanty, nie widać ani gołębi, ani żadnych latających ptaków.
Niebo jest upiornie ciche.
Widziałem podobne niebo.
W Chinach.
Byłem tam kilka razy, ale nigdy nie słyszałem radosnego ćwierkania ptaków, jakie słychać w Japonii.
Pewnego razu, w Gubeikou na północ od Pekinu, zobaczyłem ptaka przypominającego muchołówkę niebiesko-białą.
Kiedy zapytałem stojącego obok Chińczyka, jak się nazywa, odpowiedział: „Złodziejski ptak.”
Wyjaśnił, że wlatuje przez okna i kradnie długopisy i okulary.
Ton jego głosu był pełen pogardy.
Ta niechęć do ptaków ma swoje przyczyny.
Mao Zedong potępił wróble jako „wrogów komunizmu”, ponieważ dziobały ziarno ryżu.
Posłuszni Mao, miliard Chińczyków wytępił 100 milionów wróbli.
W rezultacie rozprzestrzeniły się szarańcze, które pożarły ryż, a nastał bezprecedensowy głód — 30 milionów ludzi umarło z głodu.
Zdesperowany Mao sprowadził z ZSRR 250 tysięcy wróbli, ale to było za mało i głód trwał dalej.
Wraz z wróblami wytępiono również skowronki, słowiki i wrony.
Chińczycy są znani z tego, że jedzą wszystko.
Jedzą wszystkie czworonożne zwierzęta oprócz stołów — w tym pangoliny.
Jedzą wszystko, co lata — z wyjątkiem samolotów.
Goniąc za wróblami, chętnie grillowali i jedli nietoperze, wrony i słowiki złapane w sieci.
Kiedy pojawił się koronawirus z Wuhan, jedna z głównych teorii mówiła, że nietoperz przenoszący wirusa został zjedzony przez pangolina, który z kolei został zjedzony przez „owcę na dwóch nogach” w Wuhan, prowadząc do masowego zakażenia Chińczyków.
A tak przy okazji — „owca na dwóch nogach” oznacza ludzkie mięso.
W czasie głodu ludzie wymieniali się dziećmi z sąsiadami, by je zjeść — stąd chińskie powiedzenie yì zǐ ér shí („wymienić dzieci i zjeść”).
Popularny program telewizyjny Late Night with Matsuko został tymczasowo zawieszony i zastąpiony nudną audycją z Kazushige Nagashimą i komikami z Kansai.
Powodem zawieszenia miał być komentarz jednej z uczestniczek programu, Chinki, która powiedziała: „Na chińskim niebie nie ma wron — wszystkie zostały zjedzone.”
Wtedy skinąłem głową i się zaśmiałem.
Ale później okazało się, że fragment o „gotowaniu i jedzeniu” został sztucznie wmontowany przez produkcję.
Według Asahi Shimbun, Rada Etyki Mediów BPO uznała to za zniewagę wobec Chin i rozpoczęła dochodzenie.
Słyszałem, że Late Night with Matsuko cieszy się sporą popularnością także w Chinach.
Przecież nie mówili nic drastycznego o jedzeniu psiego mięsa, zup z płodów czy ludzkiego mięsa.
Powiedzieli tylko, że wrony zostały ugotowane i zjedzone — co w tym takiego strasznego?
A jednak BPO zrobiło minę lojalnego strażnika i wykrzyczało: „Jak śmiecie mówić takie niegrzeczne rzeczy o Chińczykach!”
To podejście mnie obrzydza.
Byłoby błogosławieństwem, gdyby Chińczycy — którzy nieustannie obrażają innych, od wysp Senkaku po zatrzymania obywateli Japonii — nauczyli się choć odrobiny prawdziwej etykiety.